poniedziałek, 9 czerwca 2014

~Od czytelnika dla czytelników~ (Zaproszenie na kimchi)

Pojawiam się znowu po dość długiej przerwie. Na moje szczęście - jestem już po maturze, więc dopóki nie załapię kryzysu twórczego (który nawiedza mnie dosyć często ^^") - będę co jakiś czas wrzucać nowe posty~ Mam wrażenie, że nadużywam Waszej cierpliwości. W każdym razie bardzo Wam dziękuję, że wciąż tu jesteście :3

Tak jak wspominałam, we wcześniejszej notce, dostałam na urodziny kilka upragnionych książek, które treścią wpisują się w tematykę bloga. W związku z tym, że jedną z nich już przeczytałam (a może nie "już", a "dopiero"), mogę wypełnić swą obietnicę i opowiedzieć Wam pokrótce jakie są moje odczucia po lekturze :) Z góry chcę uprzedzić, że będzie to recenzja bardzo amatorska i nie chciałabym żebyście za bardzo do serca wzięli sobie moją subiektywną opinię ^^ A teraz, po krótkim wstępie - zaczynajmy!



Książkę, którą wybrałam na początek jest "Zaproszenie na kimchi" Leny Świadek. 
Nie mam pojęcia dlaczego akurat ta wpadła mi w ręce jako pierwsza. Być może jej grubość była całkiem obiecująca i dla kogoś, kto nigdy nie przepadał za czytaniem, wydawało się to kuszące (96 stron wypełnionych całkiem dużą czcionką i zdjęciami - pikuś ^^) 

Kilka słów od wydawcy przedstawia nam ogólny stan rzeczy:

"Zaproszenie na kimchi to niezwykle ciekawa opowieść o trzyletnim pobycie młodej Polki w Korei Południowej, utrzymana w konwencji pisanego na bieżąco dziennika."

Oprócz tego jest tam jeszcze krótko o tym jak to autorka swój indywidualny ogląd kultury przedstawiła w sposób "lekki, dowcipny i nieprzytłaczający."
Nie twierdzę, że nie jest to obiektywne - bo może i jest... Ale czy wydawca mógłby napisać w książce coś niemiłego (prawdziwego) na jej temat?


Nie wydaje mi się...



W każdym razie czas na opis tej książki z mojego punktu widzenia, bo o to właśnie tutaj chodzi :)
Ogólnie lektura może zaciekawić ludzi, których fascynuje Korea Południowa. "Zaproszenie na kimchi" jest jednak przeznaczone nie tylko dla miłośników tego kraju, a także dla osób, które chciałyby po prostu posmakować tak odmiennej kultury czy po prostu oderwać się od otaczającej rzeczywistości. 

Tak w zasadzie to nie wiem czy czasami ta książka nie jest szczególnie dla tych drugich. Często trafia się tam na rzeczy całkiem... oczywiste. Do wszystkiego dochodzi fakt, że autorka to kobieta, która wybiera się do kraju (zdaje się) kompletnie jej nieznanego i opisuje wszystko w "zabawny" sposób, a nie jestem pewna czy trafi on do wrażliwszej części miłośników Korei Płd.
Już na samym początku opis tego miejsca jako "kraju pożeraczy psów" przyprawia mnie o małą irytację.
Dzieje się tak za każdym razem gdy słyszę tego typu stwierdzenie, z reguły wynikające z niewiedzy i niedoinformowania, a także typowo polskich stereotypów. (Przy takim rozumowaniu Polska to kraj pożeraczy królików. I dla mnie - osoby, która te stworzenia kocha - to jest najlepszy moment, by się stąd wyprowadzić XD)

Często też denerwowały mnie poetyckie opisy WSZYSTKIEGO oraz popis wiedzy. 
Miałam nadzieję, że będzie to książka łatwa, lekka i przyjemna w czytaniu. Natomiast działo się wręcz odwrotnie, kiedy musiałam przebrnąć przez zdania typu "Bałwochwalczo wielbię poranki, ich świetlistą potencję, rześką nadzieję, co ożywia lepiej niż wychłodzone nocą powietrze.". Na pewno jest to bardzo miłe dla niektórych czytelników. Dla mnie, były to momenty kiedy miałam ochotę po prostu przewrócić stronę bez przeczytania jej. Osobiście, nienawidzę tego typu ozdobników tekstu, a szczególnie pod koniec jest ich w tej książce całkiem sporo. Jednak jeśli ktoś lubi tak rozbudowane opisy, zdecydowanie powinien sięgnąć po "Zaproszenie na kimchi"
Widać też jak ogromną wiedzę posiada autorka. Jednakże chyba milej czytałoby się tę książkę, rozumiejąc co konkretnie się czyta >.< Być może teraz kompromituję samą siebie i wykazuję się własną głupotą, ale przyznaję, że momentami, przez brak wiadomości na konkretny temat, gubiłam się w treści.
"Wierzę w siłę osmozy. W dzieciństwie tyle się naoglądałam obrazów H. Memlinga i Van Eycka, że sama się upodobniłam - na przekór genom - do ich rudowłosych, białolicych aniołów." <-- i wszystko jasne, bo wszyscy są na tyle zagłębieni w biologii, że wiedzą co to osmoza, a dodatkowo każdy zna obrazy Memlinga i Eyca, bo miał z nimi styczność w dzieciństwie. A gdzie w tym wszystkim Korea, zapytacie? Kogo to obchodzi, kiedy możemy się dowiedzieć, że autorka upodobniła się do anioła ;>
"Antyczny w wymowie i w "decorum" - jednolicie tragicznym - współczesny w środowiskach wyrazu.", czyli opis filmu, którego nie powstydziłby się najlepszy krytyk. A dla mnie to jakiś bełkot...

Mimo wszystko jest tam kilka fragmentów, dla których warto przeczytać tę książkę. Między innymi mój ulubiony - o uroczych, koreańskich dzieciach, które przynoszą autorce jogurt, a potem zachwycone donoszą jeszcze loda, po czym autorka ulatnia się "zanim przyniosą jej obiad" :D Krótki, ale bardzo sympatyczny fragment, do którego często wracałam, bo (nie wiedzieć czemu) wywoływał uśmiech na mojej twarzy~

Są tam też informacje, które na pewno wzbogaciły moją wiedzę na temat Korei Południowej. Jednak sama nie wiem czy będzie mi się chciało kiedykolwiek po raz drugi sięgnąć po tę lekturę.
A jeżeli to zrobię, to tylko po to, żeby przeczytać jak przygotować bulgogi :) Myślę, że te 5 przepisów znajdujących się na końcu książki może wynagrodzić czas poświęcony na jej czytanie XD


To chyba tyle w tym temacie. Mam nadzieję, że Was nie zanudziłam :) 

Nie polegajcie za bardzo na mojej opinii. Zawsze powtarzam, że "należy sobie wyrobić własne zdanie, na podstawie własnych doświadczeń". Dlatego jeżeli jeszcze nie czytaliście "Zaproszenia na kimchi" i nie macie tej pozycji w swoich domowych biblioteczkach - polecam zakupić egzemplarz i samemu przekonać się jak autorka przedstawia swoje odczucia z pobytu w Korei Południowej :)

A może przeczytaliście już tę książkę lub macie to w planach? Czekam na komentarze :) 
Powiadomcie mnie także czy notki tego typu Wam się podobają i czy w przyszłości chcielibyście jeszcze takie recenzje tutaj zobaczyć ^^