wtorek, 26 sierpnia 2014

Japonia, czyli wycieczka poza tematem (#2)

Nikt nie sprzeciwił się temu bym dalej kontynuowała "dziennik podróży" w taki, a nie inny sposób.
Dlatego pora na kolejną część mojej przygody w Japonii~

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
DZIEŃ 2 - 24 lipca 2014

Lot Boeing'iem trwał bardzo długo, a szczególnie ostatnie dwie godziny były największą męczarnią. Nie mogłam się już doczekać lądowania, a czas jakby zaczął biec wolniej. Odliczanie minut do końca lotu nie było wcale najlepszym pomysłem. Ale w końcu stało się! Wylądowałam! I o godzinie +/- 7:20 (czasu japońskiego) mogłam już się cieszyć japońskim powietrzem ^^ Chociaż... nie było w nim niczego nadzwyczajnego ;)

Narita Airport, czyli lotnisko, na którym lądowałam było naprawdę duże. Musiałam po raz kolejny zrobić sobie dłuuugi spacer, zanim doszłam do miejsca gdzie ponownie sprawdzano mój paszport. 
Warto też wspomnieć, że mój bagaż podręczny wcale nie był mały, a już na pewno nie lekki, dlatego ciężko było się z nim poruszać po lotnisku. Jedyny pozytyw w tamtej sytuacji to fakt, że nie martwiłam się gdzie mam iść, bo jak zwykle podążałam za innymi pasażerami, którzy szli przede mną. Ale nie długo cieszyłam się spokojem, bo mój talent do panikowania zaraz dał o sobie znać. Po naprawdę długim spacerze zaczęłam się zastanawiać czy nie przegapiłam gdzieś może stanowiska z odbiorem bagażu? Chociaż to nie było możliwe... Wierzyłam, że byłoby ono nie do przeoczenia. Wmawiając sobie, że wszystko jest w porządku, szłam dalej prostym, białym i naprawdę długim korytarzem. Nagle za zakrętem pojawiły się stanowiska, gdzie miałam pokazać paszport. Oczywiście był podział na paszporty japońskie i zagraniczne, a do każdego stanowiska było wyznaczone miejsce taśmami (tak dla ewentualnej kolejki). Warto nadmienić, że lotnisko było przerażająco puste. Oprócz pasażerów mojego lotu nie było tam nikogo O_o Co było dosyć dziwne, bo sądząc po rozmiarach lotniska, Japończycy byli przygotowani na tłumy turystów XD

W każdym razie... gdzieś przy końcu, na wysokości stanowisk dla paszportów zagranicznych stał pan, Japończyk w podeszłym wieku, pracownik lotniska (sądząc po stroju), co ważne - w białych rękawiczkach. Wszystkie lotniskowe procedury to była to dla mnie nowość, więc nie wiedziałam czy tak z biegu mam się kierować do budki z panią w masce czy po drodze mam jeszcze coś do załatwienia. Dla pewności chciałam zapytać pana Japończyka, który zdaje się właśnie po to tam stał, aby pomóc zbłąkanym owieczkom xd Niestety! Zamiast porady usłyszałam "sk#fljlkfs*#kn;ch##f*mkfdl//nvdfk", co pewnie miało mi pomóc, ale na nic się zdało. (A ja głupia myślałam, że na lotnisku międzynarodowym pracownicy będą mówili po angielsku :') Naiwna~). Na szczęście bardzo wyraźnie machał rękami pokazując stolik, przy którym leżały białe kartki. Jako, że stali przy nim inni pasażerowie, uznałam, że powinnam zrobić to samo.
I w tamtej chwili znalazłam w końcu kartki, o których byłam poinformowana przed lotem - formularz, który muszę wypełnić, podając cel podróży, termin, numer lotu, adres zakwaterowania itd. Do wyboru miałam kilka wersji językowych - chińską, koreańską, angielską... Zgadnijcie którą wybrałam :D
Wiedziałam, że to będzie trudne pytanie. I być może Was zadziwię, ale wzięłam wersję angielską :P
Oczywiście przed wypełnieniem musiałam poczekać, aż zwolni się długopis. Dlatego w międzyczasie próbowałam rozgryźć wzór jak ten formularz wypełnić. A była to nie lada łamigłówka, gdyż wzór był oczywiście po japońsku. Na nic mi się więc to nie przydało i zaczęłam wypełniać świstek tak "jak mi serce podpowiadało" xD Szczęśliwa, że skończyłam, idę w stronę budki z panią w masce, a po drodze zgarnia mnie mój znajomy - pracownik lotniska, pan Japończyk i po raz kolejny używając języka japońskiego informuje mnie (jak sądzę), że zagapiłam się i nie wypełniłam formularza z drugiej strony. Dlatego też musiałam wrócić do stolika i wypełnić puste pola. W tym czasie lotnisko opustoszało całkowicie xd Żeby się uspokoić, zaczęłam gadać pod nosem sama do siebie i poszłam w stronę stanowiska do sprawdzania paszportów. (W KOŃCU!)  Pani wypełniła swoje obowiązki, a ja szczęśliwa w końcu opuściłam tę część lotniska. A przynajmniej... miałam to w planach :'D Ale oczywiście poszłam w złą stronę i dopiero pani w masce, wołając mnie, wskazała dobry kierunek. Znalazłam! Odbiór bagażu! To już prawie koniec! I nawet byli tam ludzie ^^ - inni pasażerowie mojego lotu, którzy również czekali na swoje walizki. 

Po jakimś czasie na taśmie pojawił się mój bagaż. Ciężko było go zdjąć, bo był dosyć ciężki, a wszystkie walizki kręciły się w kółko, ale jakoś dałam radę. Odwróciłam się, patrzę - są kolejne stanowiska, do których muszę podejść. Niepewnym krokiem zaczęłam iść w tamtą stronę, gdy nagle miły pan Japończyk spojrzał się na mnie i kiwnął do mnie żebym podeszła (bo oczywiście na wielkim, opustoszałym lotnisku nie było kolejki xd). Szczęśliwa i pewna siebie podchodzę do niego, daję mu paszport, a on do mnie swoim "ciekawym" angielskim - gdzie mam swoją żółtą kartkę. I wtedy do mnie dotarło - żółty świstek, który rozdawali w samolocie, ale którego ja nie dostałam. Niepewnie przekazałam panu tę informację, a on wskazał mi następny stoliczek, na którym leżały owe żółte kartki. Zrozumiałam przekaz i udałam się w tamtą stronę. Oczywiście nie chodziło o nic więcej, jak tylko potwierdzenie, że "nie przewożę niczego niebezpiecznego w swojej walizce" itd. (No... skoro wierzą mi na słowo ;>) Powoli traciłam już cierpliwość, ale wypełniłam to co miałam wypełnić i ruszyłam ponownie w stronę stanowiska, przy którym stał miły pan Japończyk. Niestety, był on już zajęty przez innego pasażera. Skierowałam wzrok w inną stronę. JEST! Widzę go! Młodo wyglądający, pan Japończyk, (który był niczego sobie (¬‿¬) ), patrzy na mnie z uśmiechem i kiwa do mnie żebym podeszła. Zrobił niewiele. Zerknął na paszport, na żółtą kartkę i tyle. Ale za to wymieniliśmy ze sobą kilka zdań po angielsku :D Takie tam flirty na zasadzie "Skąd? Dokąd? Na ile?" :P Oczywiście żartuję~ Flirtu nie było, ale faktycznie zadał pytania, które chyba nie były wymagane podczas tej procedury. Na koniec z uśmiechem życzył mi miłego pobytu w Japonii i tyle go widziałam xd
Po ukłonieniu się miłemu panu Japończykowi, zaczęłam się zastanawiać dokąd mam iść. To Japonia! Napis "Exit" jest chyba podchwytliwy... To by było za proste... Ale zaryzykowałam!
Dwa zakręty i jest! Jest! Moja kochana siostra! Twarz, którą przez rok widziałam tylko przez Skype. Osoba, za którą tak bardzo się stęskniłam! Po kilku minutach ściskania się (XD), poznałam także jej japońską ciocię i szwagra (który w mojej opowieści przyjmie pseudonim - szwagier Jung). 


Wszyscy udaliśmy się do małego, japońskiego samochodu, którym przyjechali, a którym kierowała japońska ciocia. Dopiero teraz zobaczyłam tą prawdziwą Japonię. Charakterystyczne domy, małe uliczki, które momentami podchodziły gdzieś pod niewielkie wzniesienia, automaty z napojami, które można tam zobaczyć na ulicy częściej niż kosze na śmieci (POWAŻNIE!). Wszystko takie jakie widzimy na zdjęciach, w telewizji, a które ja głównie widziałam w dramach i anime. Naprawdę nie mogłam uwierzyć w to, że widzę to wszystko na własne oczy. Chociaż w tamtej chwili najbardziej stresował mnie fakt, że jedziemy po lewej stronie i cały czas miałam wrażenie, że zaraz się zderzymy czołowo z innym samochodem xD

Okazało się, że japońska ciocia chce nas zabrać na śniadanie. Dlatego pierwszym miejscem, które zwiedziłam w Japonii była (niekoniecznie japońska) restauracja, utrzymana raczej w amerykańskim stylu i serwująca bardzo zachodnie dania. Nie wiedząc co mam wybrać, a będąc dodatkowo bardzo wybredną (jeżeli o jedzenie chodzi), postanowiłam wziąć to co poleci mi siostra.

 I tak właśnie skończyłam z kanapkami w bardzo japońskim stylu ^^ Chleb był mięciutki, ale przypominał nasz chleb tostowy. Jednak zły nie był. 
Jedna kanapka składała się z trzech kawałków owego chleba i dodatków - szynki, ogórka, sałaty, pasty jajecznej i wydaje mi się, że mogła tam być dodana odrobina wasabi. 
Nie zjadłam zbyt dużo, ale do przez wzgląd na ilość~

Warto nadmienić, że japońskie restauracje już od wejścia zrobiły na mnie dobre wrażenie. Dlaczego? Otóż do jakiej restauracji nie wjedziesz - zawsze dostaniesz szklankę wody z lodem (nawet zanim złożysz zamówienie). Jest to naprawdę miłe, gdyż pogoda w Japonii była dokuczliwa i szklanka zimnej wody pomagała wrócić do żywych ^^
Dodatkowo w tej restauracji, moi towarzysze do zamówionej kawy dostali podpieczony chlebek i ugotowane jajka (dla każdego po jednym), całkiem za darmo. Zaskakujące :) A mówi się, że na tym świecie nie ma nic za darmo :D

 Po napełnieniu brzuchów, udaliśmy się domu mojej siostry aby chwilę odpocząć i wyjąć z walizki to co było najcenniejsze~ Miałam wtedy chwilę na doprowadzenie siebie do porządku i przygotowanie się do dalszej wycieczki...

To był dopiero początek dnia! Nie chciałam tracić ani minuty ze swojego pobytu. To przecież Japonia! Jest tyle do zobaczenia! :3 

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------- 
Post znowu się rozrósł i doszłam do wniosku, że ponownie go podzielę. Tak więc ciąg dalszy z tego dnia będzie w kolejnej notce. Mam nadzieję, że nie macie mi tego za złe. Ale wydaje mi się, że dwa krótsze posty będą przyjemniejsze w czytaniu, niż jeden baaardzo długi. Jednak naprawdę muszę wszystko skrócić, bo jak tak dalej pójdzie to dwa tygodnie wycieczki będą opisane w 50 notkach >.< Mam nadzieję, że jeszcze się nie znudziliście i będziecie czekać na ciąg dalszy~ Do dopiero początek! To be continued...

środa, 13 sierpnia 2014

Japonia, czyli wycieczka poza tematem (#1)

Zapytałam Was ostatnio czy chcielibyście zobaczyć tutaj mini "dziennik podróży" z mojej wycieczki do Japonii. Z tego co pamiętam, AŻ 1 osoba wyraziła chęć przeczytania tego typu notek ^^
Dlatego chętnie napiszę Wam co nieco o moim wojażu.

Z góry przepraszam, że w ten sposób odbiegam trochę od tematu bloga ^^ Nie zmienia on charakteru na blog podróżniczy :P Chcę się po prostu z Wami podzielić, jak Kraj Kwitnącej Wiśni wygląda z perspektywy człowieka zwykłego, takiego, który ma jakieś powiązania z Azją, ale nie interesuje się zbytnio Japonią. 
Mam nadzieję, że może trochę Was to zainteresuje :)

Tak więc przyda się trochę informacji podstawowych na wstępie.
Do Japonii poleciałam w zasadzie odwiedzić siostrę, która studiowała tam przez ostatni rok. Dlatego czułam się bezpieczniej z myślą, że mam tam oparcie w kimś, kto zna język japoński w stopniu komunikatywnym :)
Cała wycieczka trwała około 2 tygodnie. Dla niektórych to może wydawać się za krótko, ale dla mnie to było wystarczająco długo jak na pierwszy raz ^^To chyba wszystko co na razie musicie wiedzieć... 
Zapraszam do przeczytania reszty!

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
DZIEŃ 1 - 23 lipca 2014

Jak pewnie większość wie - loty do Japonii czy Korei nie są bezpośrednie. Niestety trzeba się zmierzyć z przesiadką w jednym z większych europejskich (bądź też nie) miast. Ja swój transfer miałam w Wiedniu. 
Ale po kolei... Zacznijmy od tego, że nigdy wcześniej nie miałam okazji być za granicą (bo nie liczę wycieczki na Słowację w podstawówce, gdzie jedynie zwiedziliśmy cel podróży - aquapark - i nic nawet z tego dnia nie pamiętam xd). Pierwszy lot samolotem bardzo mnie stresował, co więcej miałam lecieć sama. Jestem raczej osobą, która jest bardzo nieśmiała w stosunku do nieznajomych, a ponad to ciężko mi cokolwiek ogarnąć i coś załatwić :'D Niestety... taka prawda i wszyscy, którzy mnie znają, o tym wiedzą. 
Matura zdana, angielski nawet z całkiem niezłym wynikiem, jednak bardzo stresowała mnie bariera językowa i to, że musiałam dać sobie radę ze wszystkimi procedurami na lotnisku. Jeszcze Warszawa to pikuś, bo można sobie pomóc językiem ojczystym, ale co z transferem w Wiedniu!?

W każdym razie gdy nadszedł dzień "ostateczny" - dzień wylotu - nie było już odwrotu. Żeby było łatwiej, check-in zrobiłam wcześniej przez internet. Znacznie ułatwia to sprawę, bo na lotnisku musiałam tylko zdać bagaż i udać się do kontroli bezpieczeństwa. Sama odprawa w Polsce nie sprawiła większych problemów, dlatego trochę odetchnęłam z ulgą (+10 do pewności siebie). Na krótkie odległości latają małe samoloty, które nie do końca przypadły mi do gustu. Bardzo czuć w nich zmianę ciśnienia oraz start i lądowanie samolotu. Na szczęście sam lot trwał bardzo krótko, bo trochę ponad 1,5h. Dało się przeżyć :)

Po wyjściu z samolotu podążyłam za grupką ludzi, którzy udali się w stronę drzwi z tabliczką "transfer flights" (czy coś w ten deseń xd). Okazało się, że lotnisko jest naprawdę duże, ale za to bardzo dobrze oznaczone. Podążając za strzałkami, łatwo można znaleźć dojście do wyznaczonej bramki. Po drodze mieli mi niby sprawdzić jeszcze paszport, ale gdy podeszłam do okienka i tylko położyłam swój paszport usłyszałam krótkie, ale jakże wymowne "Auf Wiedersehen!" (średnie zrobiło to na mnie wrażenie, szczególnie, że mam złe wspomnienia związane z językiem niemieckim xd). Dlatego rzuciłam tylko uśmiech do pana w okienku i udałam się na poszukiwanie mojego "gate'a". Musiałam przejść naprawdę sporą odległość, ale nie trudno było znaleźć docelowy punkt. W wyznaczonym jako "poczekalnia" miejscu siedziało mnóóóóstwo Azjatów (śmiało można stwierdzić, że w większości byli to Japończycy), którzy czekali na ten sam lot. 
Jako, że przesiadka i znalezienie odpowiedniej bramki zajęło mi zaskakująco mało czasu, a na to wszystko miałam 1,5h, resztę czasu musiałam przesiedzieć pośród skośnookich towarzyszy podróży.
Kiedy zaczął się boarding, czyli po prostu można było już wchodzić na pokład samolotu, Japończycy ustawili się w zgrabnej kolejce, która zrobiła się tak długa, że ja postanowiłam jeszcze poczekać w pozycji siedzącej. Naprawdę wyglądało to niesamowicie, kiedy spora grupka Azjatów wchodziła na pokład samolotu. Wiedziałam, że Boeing, którym miałam lecieć jest duży, ale miałam wrażenie, że od ilości wchodzących na jego pokład ludzi zaczyna pęcznieć, aż w końcu z tego ciężaru nie podniesie się z pasa startowego XD
Widoki z samolotu przy małej wysokości.
Jednak tylko wtedy dało się widzieć coś więcej,
niż tylko chmury ^^"
Na szczęście nic takiego nie miało miejsca, a nawet i ja znalazłam tam dla siebie trochę miejsca ^^
Siedziałam obok sympatycznej pary Japończyków, zaraz przy oknie, dlatego widoki - szczególnie przy starcie i lądowaniu - bardzo umilały czas podróży.


Lot trwał ponad 10h. Momentami naprawdę się dłużył. A ja nie bardzo umiem spać w pozycji siedzącej, dlatego przespałam może 2 godziny, a przez resztę potwornie się nudziłam. Przydatne rzeczy, takie jak kurs japońskiego czy słuchawki do telefonu, zostawiłam w bagażu podręcznym, a nie chciałam się tak kręcić >.<
Jako rozrywkę pozostało mi korzystanie z tego co przygotowały linie lotnicze. 
Ale ciężko było przetrwać słuchając w kółko albumu Abby i oglądając po raz n-ty "Diabeł ubiera się u Prady" xd

Na szczęście! Jakoś udało mi się to przetrwać~
Jednak podczas podróży, stewardessa wręczała tajemnicze żółte kartki. Dała je panu, który siedział w moim rzędzie od brzegu, a ten coś tam do niej powiedział i te kartki je oddał. Nie słyszałam wtedy co on tam do niej wymamrotał. Wiedziałam od siostry, że w samolocie powinnam dostać kartkę, którą mam uzupełnić podając między innymi cel podróży i miejsce pobytu, jednak wydawało mi się, że wyglądają one inaczej niż te "żółte papiery", więc nie wnikałam co to jest. I to był błąd. Ale o tym dowiedziałam się po wylądowaniu. Z perspektywy czasu zastanawiam się tylko dlaczego ten pan się tak zachował i oddał również moją kartkę bez konsultacji ze mną O_o Ale już trudno~ Dawno i nieprawda... :D

Po -nastu godzinach nudy w końcu wylądowałam w Japonii... I tutaj się dopiero zaczynało najlepsze...

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Ciąg dalszy nastąpi! xd Zauważyłam, że bardzo się rozpisałam dlatego pora skończyć tę notkę.
Czekam teraz na Wasze komentarze, ponieważ zastanawiam się czy taka forma Wam odpowiada. Może wolicie żebym to wszystko bardziej streściła i całą podróż opisała w jednym poście? Wasza opinia jest bardzo ważna, bo nie chcę nikogo zanudzić, a jak ja się rozgadam to wychodzi tak jak teraz - rozpisałam się, a na razie nawet nie doszłam do tematu Japonii XD Wybaczcie, że skończyłam w takim momencie :P Ale lubię zostawiać innych w takiej niepewności. Wtedy może z większą ciekawością będziecie czekać na ciąg dalszy ^^ Napięcie rośnie jak w argentyńskiej telenoweli >_< (Muahahahaha!)
Także dajcie znać czy Wam się podobało i czy dalej mam to pisać w takiej formie czy raczej wolicie "krótko i na temat" :)