Dlatego pora na kolejną część mojej przygody w Japonii~
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
DZIEŃ 2 - 24 lipca 2014
Lot Boeing'iem trwał bardzo długo, a szczególnie ostatnie dwie godziny były największą męczarnią. Nie mogłam się już doczekać lądowania, a czas jakby zaczął biec wolniej. Odliczanie minut do końca lotu nie było wcale najlepszym pomysłem. Ale w końcu stało się! Wylądowałam! I o godzinie +/- 7:20 (czasu japońskiego) mogłam już się cieszyć japońskim powietrzem ^^ Chociaż... nie było w nim niczego nadzwyczajnego ;)
Narita Airport, czyli lotnisko, na którym lądowałam było naprawdę duże. Musiałam po raz kolejny zrobić sobie dłuuugi spacer, zanim doszłam do miejsca gdzie ponownie sprawdzano mój paszport.
Warto też wspomnieć, że mój bagaż podręczny wcale nie był mały, a już na pewno nie lekki, dlatego ciężko było się z nim poruszać po lotnisku. Jedyny pozytyw w tamtej sytuacji to fakt, że nie martwiłam się gdzie mam iść, bo jak zwykle podążałam za innymi pasażerami, którzy szli przede mną. Ale nie długo cieszyłam się spokojem, bo mój talent do panikowania zaraz dał o sobie znać. Po naprawdę długim spacerze zaczęłam się zastanawiać czy nie przegapiłam gdzieś może stanowiska z odbiorem bagażu? Chociaż to nie było możliwe... Wierzyłam, że byłoby ono nie do przeoczenia. Wmawiając sobie, że wszystko jest w porządku, szłam dalej prostym, białym i naprawdę długim korytarzem. Nagle za zakrętem pojawiły się stanowiska, gdzie miałam pokazać paszport. Oczywiście był podział na paszporty japońskie i zagraniczne, a do każdego stanowiska było wyznaczone miejsce taśmami (tak dla ewentualnej kolejki). Warto nadmienić, że lotnisko było przerażająco puste. Oprócz pasażerów mojego lotu nie było tam nikogo O_o Co było dosyć dziwne, bo sądząc po rozmiarach lotniska, Japończycy byli przygotowani na tłumy turystów XD
W każdym razie... gdzieś przy końcu, na wysokości stanowisk dla paszportów zagranicznych stał pan, Japończyk w podeszłym wieku, pracownik lotniska (sądząc po stroju), co ważne - w białych rękawiczkach. Wszystkie lotniskowe procedury to była to dla mnie nowość, więc nie wiedziałam czy tak z biegu mam się kierować do budki z panią w masce czy po drodze mam jeszcze coś do załatwienia. Dla pewności chciałam zapytać pana Japończyka, który zdaje się właśnie po to tam stał, aby pomóc zbłąkanym owieczkom xd Niestety! Zamiast porady usłyszałam "sk#fljlkfs*#kn;ch##f*mkfdl//nvdfk", co pewnie miało mi pomóc, ale na nic się zdało. (A ja głupia myślałam, że na lotnisku międzynarodowym pracownicy będą mówili po angielsku :') Naiwna~). Na szczęście bardzo wyraźnie machał rękami pokazując stolik, przy którym leżały białe kartki. Jako, że stali przy nim inni pasażerowie, uznałam, że powinnam zrobić to samo.
I w tamtej chwili znalazłam w końcu kartki, o których byłam poinformowana przed lotem - formularz, który muszę wypełnić, podając cel podróży, termin, numer lotu, adres zakwaterowania itd. Do wyboru miałam kilka wersji językowych - chińską, koreańską, angielską... Zgadnijcie którą wybrałam :D
Wiedziałam, że to będzie trudne pytanie. I być może Was zadziwię, ale wzięłam wersję angielską :P
Oczywiście przed wypełnieniem musiałam poczekać, aż zwolni się długopis. Dlatego w międzyczasie próbowałam rozgryźć wzór jak ten formularz wypełnić. A była to nie lada łamigłówka, gdyż wzór był oczywiście po japońsku. Na nic mi się więc to nie przydało i zaczęłam wypełniać świstek tak "jak mi serce podpowiadało" xD Szczęśliwa, że skończyłam, idę w stronę budki z panią w masce, a po drodze zgarnia mnie mój znajomy - pracownik lotniska, pan Japończyk i po raz kolejny używając języka japońskiego informuje mnie (jak sądzę), że zagapiłam się i nie wypełniłam formularza z drugiej strony. Dlatego też musiałam wrócić do stolika i wypełnić puste pola. W tym czasie lotnisko opustoszało całkowicie xd Żeby się uspokoić, zaczęłam gadać pod nosem sama do siebie i poszłam w stronę stanowiska do sprawdzania paszportów.(W KOŃCU!) Pani wypełniła swoje obowiązki, a ja szczęśliwa w końcu opuściłam tę część lotniska. A przynajmniej... miałam to w planach :'D Ale oczywiście poszłam w złą stronę i dopiero pani w masce, wołając mnie, wskazała dobry kierunek. Znalazłam! Odbiór bagażu! To już prawie koniec! I nawet byli tam ludzie ^^ - inni pasażerowie mojego lotu, którzy również czekali na swoje walizki.
Po jakimś czasie na taśmie pojawił się mój bagaż. Ciężko było go zdjąć, bo był dosyć ciężki, a wszystkie walizki kręciły się w kółko, ale jakoś dałam radę. Odwróciłam się, patrzę - są kolejne stanowiska, do których muszę podejść. Niepewnym krokiem zaczęłam iść w tamtą stronę, gdy nagle miły pan Japończyk spojrzał się na mnie i kiwnął do mnie żebym podeszła (bo oczywiście na wielkim, opustoszałym lotnisku nie było kolejki xd). Szczęśliwa i pewna siebie podchodzę do niego, daję mu paszport, a on do mnie swoim "ciekawym" angielskim - gdzie mam swoją żółtą kartkę. I wtedy do mnie dotarło - żółty świstek, który rozdawali w samolocie, ale którego ja nie dostałam. Niepewnie przekazałam panu tę informację, a on wskazał mi następny stoliczek, na którym leżały owe żółte kartki. Zrozumiałam przekaz i udałam się w tamtą stronę. Oczywiście nie chodziło o nic więcej, jak tylko potwierdzenie, że "nie przewożę niczego niebezpiecznego w swojej walizce" itd. (No... skoro wierzą mi na słowo ;>) Powoli traciłam już cierpliwość, ale wypełniłam to co miałam wypełnić i ruszyłam ponownie w stronę stanowiska, przy którym stał miły pan Japończyk. Niestety, był on już zajęty przez innego pasażera. Skierowałam wzrok w inną stronę. JEST! Widzę go! Młodo wyglądający, pan Japończyk, (który był niczego sobie (¬‿¬) ), patrzy na mnie z uśmiechem i kiwa do mnie żebym podeszła. Zrobił niewiele. Zerknął na paszport, na żółtą kartkę i tyle. Ale za to wymieniliśmy ze sobą kilka zdań po angielsku :D Takie tam flirty na zasadzie "Skąd? Dokąd? Na ile?" :P Oczywiście żartuję~ Flirtu nie było, ale faktycznie zadał pytania, które chyba nie były wymagane podczas tej procedury. Na koniec z uśmiechem życzył mi miłego pobytu w Japonii i tyle go widziałam xd
Po ukłonieniu się miłemu panu Japończykowi, zaczęłam się zastanawiać dokąd mam iść. To Japonia! Napis "Exit" jest chyba podchwytliwy... To by było za proste... Ale zaryzykowałam!
Dwa zakręty i jest! Jest! Moja kochana siostra! Twarz, którą przez rok widziałam tylko przez Skype. Osoba, za którą tak bardzo się stęskniłam! Po kilku minutach ściskania się (XD), poznałam także jej japońską ciocię i szwagra (który w mojej opowieści przyjmie pseudonim - szwagier Jung).
Wszyscy udaliśmy się do małego, japońskiego samochodu, którym przyjechali, a którym kierowała japońska ciocia. Dopiero teraz zobaczyłam tą prawdziwą Japonię. Charakterystyczne domy, małe uliczki, które momentami podchodziły gdzieś pod niewielkie wzniesienia, automaty z napojami, które można tam zobaczyć na ulicy częściej niż kosze na śmieci (POWAŻNIE!). Wszystko takie jakie widzimy na zdjęciach, w telewizji, a które ja głównie widziałam w dramach i anime. Naprawdę nie mogłam uwierzyć w to, że widzę to wszystko na własne oczy. Chociaż w tamtej chwili najbardziej stresował mnie fakt, że jedziemy po lewej stronie i cały czas miałam wrażenie, że zaraz się zderzymy czołowo z innym samochodem xD
Okazało się, że japońska ciocia chce nas zabrać na śniadanie. Dlatego pierwszym miejscem, które zwiedziłam w Japonii była (niekoniecznie japońska) restauracja, utrzymana raczej w amerykańskim stylu i serwująca bardzo zachodnie dania. Nie wiedząc co mam wybrać, a będąc dodatkowo bardzo wybredną (jeżeli o jedzenie chodzi), postanowiłam wziąć to co poleci mi siostra.
I tak właśnie skończyłam z kanapkami w bardzo japońskim stylu ^^ Chleb był mięciutki, ale przypominał nasz chleb tostowy. Jednak zły nie był.
Jedna kanapka składała się z trzech kawałków owego chleba i dodatków - szynki, ogórka, sałaty, pasty jajecznej i wydaje mi się, że mogła tam być dodana odrobina wasabi.
Nie zjadłam zbyt dużo, ale do przez wzgląd na ilość~
Warto nadmienić, że japońskie restauracje już od wejścia zrobiły na mnie dobre wrażenie. Dlaczego? Otóż do jakiej restauracji nie wjedziesz - zawsze dostaniesz szklankę wody z lodem (nawet zanim złożysz zamówienie). Jest to naprawdę miłe, gdyż pogoda w Japonii była dokuczliwa i szklanka zimnej wody pomagała wrócić do żywych ^^
Dodatkowo w tej restauracji, moi towarzysze do zamówionej kawy dostali podpieczony chlebek i ugotowane jajka (dla każdego po jednym), całkiem za darmo. Zaskakujące :) A mówi się, że na tym świecie nie ma nic za darmo :D
Po napełnieniu brzuchów, udaliśmy się domu mojej siostry aby chwilę odpocząć i wyjąć z walizki to co było najcenniejsze~ Miałam wtedy chwilę na doprowadzenie siebie do porządku i przygotowanie się do dalszej wycieczki...
To był dopiero początek dnia! Nie chciałam tracić ani minuty ze swojego pobytu. To przecież Japonia! Jest tyle do zobaczenia! :3
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Post znowu się rozrósł i doszłam do wniosku, że ponownie go podzielę. Tak więc ciąg dalszy z tego dnia będzie w kolejnej notce. Mam nadzieję, że nie macie mi tego za złe. Ale wydaje mi się, że dwa krótsze posty będą przyjemniejsze w czytaniu, niż jeden baaardzo długi. Jednak naprawdę muszę wszystko skrócić, bo jak tak dalej pójdzie to dwa tygodnie wycieczki będą opisane w 50 notkach >.< Mam nadzieję, że jeszcze się nie znudziliście i będziecie czekać na ciąg dalszy~ Do dopiero początek! To be continued...
I w tamtej chwili znalazłam w końcu kartki, o których byłam poinformowana przed lotem - formularz, który muszę wypełnić, podając cel podróży, termin, numer lotu, adres zakwaterowania itd. Do wyboru miałam kilka wersji językowych - chińską, koreańską, angielską... Zgadnijcie którą wybrałam :D
Wiedziałam, że to będzie trudne pytanie. I być może Was zadziwię, ale wzięłam wersję angielską :P
Oczywiście przed wypełnieniem musiałam poczekać, aż zwolni się długopis. Dlatego w międzyczasie próbowałam rozgryźć wzór jak ten formularz wypełnić. A była to nie lada łamigłówka, gdyż wzór był oczywiście po japońsku. Na nic mi się więc to nie przydało i zaczęłam wypełniać świstek tak "jak mi serce podpowiadało" xD Szczęśliwa, że skończyłam, idę w stronę budki z panią w masce, a po drodze zgarnia mnie mój znajomy - pracownik lotniska, pan Japończyk i po raz kolejny używając języka japońskiego informuje mnie (jak sądzę), że zagapiłam się i nie wypełniłam formularza z drugiej strony. Dlatego też musiałam wrócić do stolika i wypełnić puste pola. W tym czasie lotnisko opustoszało całkowicie xd Żeby się uspokoić, zaczęłam gadać pod nosem sama do siebie i poszłam w stronę stanowiska do sprawdzania paszportów.
Po jakimś czasie na taśmie pojawił się mój bagaż. Ciężko było go zdjąć, bo był dosyć ciężki, a wszystkie walizki kręciły się w kółko, ale jakoś dałam radę. Odwróciłam się, patrzę - są kolejne stanowiska, do których muszę podejść. Niepewnym krokiem zaczęłam iść w tamtą stronę, gdy nagle miły pan Japończyk spojrzał się na mnie i kiwnął do mnie żebym podeszła (bo oczywiście na wielkim, opustoszałym lotnisku nie było kolejki xd). Szczęśliwa i pewna siebie podchodzę do niego, daję mu paszport, a on do mnie swoim "ciekawym" angielskim - gdzie mam swoją żółtą kartkę. I wtedy do mnie dotarło - żółty świstek, który rozdawali w samolocie, ale którego ja nie dostałam. Niepewnie przekazałam panu tę informację, a on wskazał mi następny stoliczek, na którym leżały owe żółte kartki. Zrozumiałam przekaz i udałam się w tamtą stronę. Oczywiście nie chodziło o nic więcej, jak tylko potwierdzenie, że "nie przewożę niczego niebezpiecznego w swojej walizce" itd. (No... skoro wierzą mi na słowo ;>) Powoli traciłam już cierpliwość, ale wypełniłam to co miałam wypełnić i ruszyłam ponownie w stronę stanowiska, przy którym stał miły pan Japończyk. Niestety, był on już zajęty przez innego pasażera. Skierowałam wzrok w inną stronę. JEST! Widzę go! Młodo wyglądający, pan Japończyk, (który był niczego sobie (¬‿¬) ), patrzy na mnie z uśmiechem i kiwa do mnie żebym podeszła. Zrobił niewiele. Zerknął na paszport, na żółtą kartkę i tyle. Ale za to wymieniliśmy ze sobą kilka zdań po angielsku :D Takie tam flirty na zasadzie "Skąd? Dokąd? Na ile?" :P Oczywiście żartuję~ Flirtu nie było, ale faktycznie zadał pytania, które chyba nie były wymagane podczas tej procedury. Na koniec z uśmiechem życzył mi miłego pobytu w Japonii i tyle go widziałam xd
Po ukłonieniu się miłemu panu Japończykowi, zaczęłam się zastanawiać dokąd mam iść. To Japonia! Napis "Exit" jest chyba podchwytliwy... To by było za proste... Ale zaryzykowałam!
Dwa zakręty i jest! Jest! Moja kochana siostra! Twarz, którą przez rok widziałam tylko przez Skype. Osoba, za którą tak bardzo się stęskniłam! Po kilku minutach ściskania się (XD), poznałam także jej japońską ciocię i szwagra (który w mojej opowieści przyjmie pseudonim - szwagier Jung).
Wszyscy udaliśmy się do małego, japońskiego samochodu, którym przyjechali, a którym kierowała japońska ciocia. Dopiero teraz zobaczyłam tą prawdziwą Japonię. Charakterystyczne domy, małe uliczki, które momentami podchodziły gdzieś pod niewielkie wzniesienia, automaty z napojami, które można tam zobaczyć na ulicy częściej niż kosze na śmieci (POWAŻNIE!). Wszystko takie jakie widzimy na zdjęciach, w telewizji, a które ja głównie widziałam w dramach i anime. Naprawdę nie mogłam uwierzyć w to, że widzę to wszystko na własne oczy. Chociaż w tamtej chwili najbardziej stresował mnie fakt, że jedziemy po lewej stronie i cały czas miałam wrażenie, że zaraz się zderzymy czołowo z innym samochodem xD
Okazało się, że japońska ciocia chce nas zabrać na śniadanie. Dlatego pierwszym miejscem, które zwiedziłam w Japonii była (niekoniecznie japońska) restauracja, utrzymana raczej w amerykańskim stylu i serwująca bardzo zachodnie dania. Nie wiedząc co mam wybrać, a będąc dodatkowo bardzo wybredną (jeżeli o jedzenie chodzi), postanowiłam wziąć to co poleci mi siostra.
I tak właśnie skończyłam z kanapkami w bardzo japońskim stylu ^^ Chleb był mięciutki, ale przypominał nasz chleb tostowy. Jednak zły nie był.
Jedna kanapka składała się z trzech kawałków owego chleba i dodatków - szynki, ogórka, sałaty, pasty jajecznej i wydaje mi się, że mogła tam być dodana odrobina wasabi.
Nie zjadłam zbyt dużo, ale do przez wzgląd na ilość~
Warto nadmienić, że japońskie restauracje już od wejścia zrobiły na mnie dobre wrażenie. Dlaczego? Otóż do jakiej restauracji nie wjedziesz - zawsze dostaniesz szklankę wody z lodem (nawet zanim złożysz zamówienie). Jest to naprawdę miłe, gdyż pogoda w Japonii była dokuczliwa i szklanka zimnej wody pomagała wrócić do żywych ^^
Dodatkowo w tej restauracji, moi towarzysze do zamówionej kawy dostali podpieczony chlebek i ugotowane jajka (dla każdego po jednym), całkiem za darmo. Zaskakujące :) A mówi się, że na tym świecie nie ma nic za darmo :D
Po napełnieniu brzuchów, udaliśmy się domu mojej siostry aby chwilę odpocząć i wyjąć z walizki to co było najcenniejsze~ Miałam wtedy chwilę na doprowadzenie siebie do porządku i przygotowanie się do dalszej wycieczki...
To był dopiero początek dnia! Nie chciałam tracić ani minuty ze swojego pobytu. To przecież Japonia! Jest tyle do zobaczenia! :3
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Post znowu się rozrósł i doszłam do wniosku, że ponownie go podzielę. Tak więc ciąg dalszy z tego dnia będzie w kolejnej notce. Mam nadzieję, że nie macie mi tego za złe. Ale wydaje mi się, że dwa krótsze posty będą przyjemniejsze w czytaniu, niż jeden baaardzo długi. Jednak naprawdę muszę wszystko skrócić, bo jak tak dalej pójdzie to dwa tygodnie wycieczki będą opisane w 50 notkach >.< Mam nadzieję, że jeszcze się nie znudziliście i będziecie czekać na ciąg dalszy~ Do dopiero początek! To be continued...