środa, 13 sierpnia 2014

Japonia, czyli wycieczka poza tematem (#1)

Zapytałam Was ostatnio czy chcielibyście zobaczyć tutaj mini "dziennik podróży" z mojej wycieczki do Japonii. Z tego co pamiętam, AŻ 1 osoba wyraziła chęć przeczytania tego typu notek ^^
Dlatego chętnie napiszę Wam co nieco o moim wojażu.

Z góry przepraszam, że w ten sposób odbiegam trochę od tematu bloga ^^ Nie zmienia on charakteru na blog podróżniczy :P Chcę się po prostu z Wami podzielić, jak Kraj Kwitnącej Wiśni wygląda z perspektywy człowieka zwykłego, takiego, który ma jakieś powiązania z Azją, ale nie interesuje się zbytnio Japonią. 
Mam nadzieję, że może trochę Was to zainteresuje :)

Tak więc przyda się trochę informacji podstawowych na wstępie.
Do Japonii poleciałam w zasadzie odwiedzić siostrę, która studiowała tam przez ostatni rok. Dlatego czułam się bezpieczniej z myślą, że mam tam oparcie w kimś, kto zna język japoński w stopniu komunikatywnym :)
Cała wycieczka trwała około 2 tygodnie. Dla niektórych to może wydawać się za krótko, ale dla mnie to było wystarczająco długo jak na pierwszy raz ^^To chyba wszystko co na razie musicie wiedzieć... 
Zapraszam do przeczytania reszty!

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
DZIEŃ 1 - 23 lipca 2014

Jak pewnie większość wie - loty do Japonii czy Korei nie są bezpośrednie. Niestety trzeba się zmierzyć z przesiadką w jednym z większych europejskich (bądź też nie) miast. Ja swój transfer miałam w Wiedniu. 
Ale po kolei... Zacznijmy od tego, że nigdy wcześniej nie miałam okazji być za granicą (bo nie liczę wycieczki na Słowację w podstawówce, gdzie jedynie zwiedziliśmy cel podróży - aquapark - i nic nawet z tego dnia nie pamiętam xd). Pierwszy lot samolotem bardzo mnie stresował, co więcej miałam lecieć sama. Jestem raczej osobą, która jest bardzo nieśmiała w stosunku do nieznajomych, a ponad to ciężko mi cokolwiek ogarnąć i coś załatwić :'D Niestety... taka prawda i wszyscy, którzy mnie znają, o tym wiedzą. 
Matura zdana, angielski nawet z całkiem niezłym wynikiem, jednak bardzo stresowała mnie bariera językowa i to, że musiałam dać sobie radę ze wszystkimi procedurami na lotnisku. Jeszcze Warszawa to pikuś, bo można sobie pomóc językiem ojczystym, ale co z transferem w Wiedniu!?

W każdym razie gdy nadszedł dzień "ostateczny" - dzień wylotu - nie było już odwrotu. Żeby było łatwiej, check-in zrobiłam wcześniej przez internet. Znacznie ułatwia to sprawę, bo na lotnisku musiałam tylko zdać bagaż i udać się do kontroli bezpieczeństwa. Sama odprawa w Polsce nie sprawiła większych problemów, dlatego trochę odetchnęłam z ulgą (+10 do pewności siebie). Na krótkie odległości latają małe samoloty, które nie do końca przypadły mi do gustu. Bardzo czuć w nich zmianę ciśnienia oraz start i lądowanie samolotu. Na szczęście sam lot trwał bardzo krótko, bo trochę ponad 1,5h. Dało się przeżyć :)

Po wyjściu z samolotu podążyłam za grupką ludzi, którzy udali się w stronę drzwi z tabliczką "transfer flights" (czy coś w ten deseń xd). Okazało się, że lotnisko jest naprawdę duże, ale za to bardzo dobrze oznaczone. Podążając za strzałkami, łatwo można znaleźć dojście do wyznaczonej bramki. Po drodze mieli mi niby sprawdzić jeszcze paszport, ale gdy podeszłam do okienka i tylko położyłam swój paszport usłyszałam krótkie, ale jakże wymowne "Auf Wiedersehen!" (średnie zrobiło to na mnie wrażenie, szczególnie, że mam złe wspomnienia związane z językiem niemieckim xd). Dlatego rzuciłam tylko uśmiech do pana w okienku i udałam się na poszukiwanie mojego "gate'a". Musiałam przejść naprawdę sporą odległość, ale nie trudno było znaleźć docelowy punkt. W wyznaczonym jako "poczekalnia" miejscu siedziało mnóóóóstwo Azjatów (śmiało można stwierdzić, że w większości byli to Japończycy), którzy czekali na ten sam lot. 
Jako, że przesiadka i znalezienie odpowiedniej bramki zajęło mi zaskakująco mało czasu, a na to wszystko miałam 1,5h, resztę czasu musiałam przesiedzieć pośród skośnookich towarzyszy podróży.
Kiedy zaczął się boarding, czyli po prostu można było już wchodzić na pokład samolotu, Japończycy ustawili się w zgrabnej kolejce, która zrobiła się tak długa, że ja postanowiłam jeszcze poczekać w pozycji siedzącej. Naprawdę wyglądało to niesamowicie, kiedy spora grupka Azjatów wchodziła na pokład samolotu. Wiedziałam, że Boeing, którym miałam lecieć jest duży, ale miałam wrażenie, że od ilości wchodzących na jego pokład ludzi zaczyna pęcznieć, aż w końcu z tego ciężaru nie podniesie się z pasa startowego XD
Widoki z samolotu przy małej wysokości.
Jednak tylko wtedy dało się widzieć coś więcej,
niż tylko chmury ^^"
Na szczęście nic takiego nie miało miejsca, a nawet i ja znalazłam tam dla siebie trochę miejsca ^^
Siedziałam obok sympatycznej pary Japończyków, zaraz przy oknie, dlatego widoki - szczególnie przy starcie i lądowaniu - bardzo umilały czas podróży.


Lot trwał ponad 10h. Momentami naprawdę się dłużył. A ja nie bardzo umiem spać w pozycji siedzącej, dlatego przespałam może 2 godziny, a przez resztę potwornie się nudziłam. Przydatne rzeczy, takie jak kurs japońskiego czy słuchawki do telefonu, zostawiłam w bagażu podręcznym, a nie chciałam się tak kręcić >.<
Jako rozrywkę pozostało mi korzystanie z tego co przygotowały linie lotnicze. 
Ale ciężko było przetrwać słuchając w kółko albumu Abby i oglądając po raz n-ty "Diabeł ubiera się u Prady" xd

Na szczęście! Jakoś udało mi się to przetrwać~
Jednak podczas podróży, stewardessa wręczała tajemnicze żółte kartki. Dała je panu, który siedział w moim rzędzie od brzegu, a ten coś tam do niej powiedział i te kartki je oddał. Nie słyszałam wtedy co on tam do niej wymamrotał. Wiedziałam od siostry, że w samolocie powinnam dostać kartkę, którą mam uzupełnić podając między innymi cel podróży i miejsce pobytu, jednak wydawało mi się, że wyglądają one inaczej niż te "żółte papiery", więc nie wnikałam co to jest. I to był błąd. Ale o tym dowiedziałam się po wylądowaniu. Z perspektywy czasu zastanawiam się tylko dlaczego ten pan się tak zachował i oddał również moją kartkę bez konsultacji ze mną O_o Ale już trudno~ Dawno i nieprawda... :D

Po -nastu godzinach nudy w końcu wylądowałam w Japonii... I tutaj się dopiero zaczynało najlepsze...

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Ciąg dalszy nastąpi! xd Zauważyłam, że bardzo się rozpisałam dlatego pora skończyć tę notkę.
Czekam teraz na Wasze komentarze, ponieważ zastanawiam się czy taka forma Wam odpowiada. Może wolicie żebym to wszystko bardziej streściła i całą podróż opisała w jednym poście? Wasza opinia jest bardzo ważna, bo nie chcę nikogo zanudzić, a jak ja się rozgadam to wychodzi tak jak teraz - rozpisałam się, a na razie nawet nie doszłam do tematu Japonii XD Wybaczcie, że skończyłam w takim momencie :P Ale lubię zostawiać innych w takiej niepewności. Wtedy może z większą ciekawością będziecie czekać na ciąg dalszy ^^ Napięcie rośnie jak w argentyńskiej telenoweli >_< (Muahahahaha!)
Także dajcie znać czy Wam się podobało i czy dalej mam to pisać w takiej formie czy raczej wolicie "krótko i na temat" :)

3 komentarze:

  1. Zdecydowanie w takiej formie! Pierwszy raz mam okazję dowiedzieć się "jak było na prawdę". XDD
    I hmm. bardzo mi się podoba sposób, w który opisujesz. ^^ Czekam na kolejny post. ;))

    Ejj. Ale z tą jedną osobą... No wiesz? Ja tu widzę dwie (http://hallyu-thekoreanwave.blogspot.com/2014/03/showbiz-220314.html) i mam tylko nadzieję, że to nie mnie pominęłaś stwierdzając "aż 1". ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Baaardzo dziękuję za komentarz! ^^ Teraz mogę spokojnie zająć się następną notką :)
      I cieszę się, że sposób opisu Ci się podoba :3

      Aj ^^" No tak jak napisałam "z tego co pamiętam", a niestety u mnie słabo z pamięcią XD Więc w sumie strzelałam~ Ale o jedynej, wiernej czytelniczce na pewno bym nie zapomniała :P

      Usuń
    2. hahaha. no okeey. XD Cieszę się, że jest już kolejna notka. Mykam do czytania. ;))

      Usuń